niedziela, 27 listopada 2011

Gwiazdy toną w rzece

LISTOPADY

Cale życie zrywam się i padam, 
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi, 
i chwytają mnie złe listopady 
czarnymi palcami gałęzi. 

Ja upiłem się tym tchem, tym szumem, 
niepokojem, który serce zatruł- 
to dlatego śpiewać już nie umiem, 
tylko wołam wołaniem wiatru, 

to dlatego codziennie się tułam 
po wieczornych, po czarnych ulicach 
i prowadzi mnie wilgotny trotuar 
w mgłę wilgotną, która bólem nasyca. 

Acetylen słów płonie na wargach, 
płonie we mnie bolesna maligna, 
chodzę błędny, jak ludzie w letargu, 
zewsząd, zewsząd niepokój mnie wygnał. 

Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, 
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłużej. 
Jestem wiatr szeleszczący w liściach, 
jestem liść zagubiony w wichurze. 

Tylko w oczach mgła i oczy bolą, 
tylko serce bije coraz częściej. 
Jak błękitny płomień alkoholu, 
płoniesz we mnie moje nieszczęście. 

Muszę chodzić, muszę męczyć się wiecznie, 
w mgle za włosy mnie wloką wieczory, 
lecą za mną, nieprzytomne, pospieszne, 
moje słowa, moje upiory. 

Muszę wiecznie zrywać się i padać, 
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi. 
Pochwyciły straconą radość 
nagie gałęzie. 

Przelatują, wieją przeze mnie 
listopady chwil, których nie ma... 

To-tylko liście jesienne. 
To-pachnie ziemia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz